RECENZJA: Star Wars Komiks 6/2017 - Tajna wojna mistrza Yody

Dla komiksów Star Wars w Polsce rok 2017 nie był do końca udany,  co szczególnie możemy wywnioskować po ostatnim numerze magazynu wydanym w grudniu.


Na nieco ponad 140 stron złożyły się trzy historie z których każda kolejna jest krótsza. Pierwsza z nich to odkrywanie przez Luke'a Skywalkera zagadek mistrza Yody, druga to one-shot o Lei, a ostatnia opowiada o znanych z komiksów "Darth Vader" zabójczych droidach 0-0-0 i BT-1.

Tajna wojna mistrza Yody

Wydaje mi się, że wiem skąd wziął się ten cały hejt na Tajną wojnę mistrza Yody, lecz nie jestem na pewno jego zwolennikiem.
Rysunki jako-tako mi się podobają, jednak jest to początek korzystania przez twórców z programów komputerowych do generowania twarzy. Tak jak ceniłem Salavadora Laroccę za jego pracę przy komiksie o Vaderze, tak tutaj i w kolejnych zeszytach głównej serii Star Wars, jestem zmieszany.
Warstwa wizualna na pewno wypadałaby na plus, jednak wygląd bohaterów to jakaś parodia. Yodę, którego jest najwięcej jeszcze idzie zdzierżyć, ale kilka kadrów z koszmarnym Lukiem to zdecydowanie za dużo.
Na krótkie wystąpienie załapali się Oddział SCAR i Darth Vader


Co do historii - zastanawiam się szczerze mówiąc, po co ona w ogóle powstała. Wiele nie wnosi, czasami potrafi zaskoczyć. Podoba mi się pomysł na przedstawienie różnych interpretacji Mocy, ale ostateczne starcie Luke'a i dawnego mistrza Yody potrzebne jest tylko po to, aby przypomnieć czytelnikom, że znowu mają w rękach komiks z głównej serii.

Leia w ukryciu

Do tej nie nadzwyczajnie długiej historii zabierałem się trzy razy!
Może ze względu na to, że nic nie wnosi. Może dlatego, że zrobiła z mojej ulubionej postaci z sagi - księżniczki Lei właśnie - bucowatą idiotkę, która totalnie nie liczy się ze zwykłymi ludźmi. Nie chodzi tu nawet o poświęcanie cywilów, tak jak w powieści młodzieżowej "Ruchomy cel", ale po prostu bezmyślne skakanie, gwiazdorzenie i niszczenie mieszkania jakiejś tam technik, na co sama postać zwraca szczególną uwagę.

Tak księżniczka traktuje swoją wybawicielkę

Nic właściwie cały ten zeszyt nie wnosi, jakoś specjalnie nie rozbudowuje świata i postaci.
Rysunki, chociaż nie wybitne, mimo wszystko są lepsze niż w komiksie z Yodą.


Niefortunne przypadki 0-0-0 i BT-1

Kilkustronicowa opowieść o zabójczych droidach to zdecydowanie najmocniejsze ogniwo grudniowego wydania Egmontu. Choć komiks raczej mało wnosi do uniwersum (poza przywróceniem do kanonu Droidów wojennych Sithów klasy I - "droideka" w tle), to jest on chociaż interesujący, a oprawa graficzna współgra z opowiadaną historią.
Niefortunne przypadki można potraktować też jako wstęp do zbliżającego się polskiego wydania pierwszego tomu "Doctor Aphry".


Podsumowując, ostatniego numeru Star Wars Komiks z 2017 roku szczerze nikomu nie polecam. Wieje nudą, brakiem pomysłów, a momentami i słabym wykonaniem. Miejmy nadzieję, że w Marvelu nie utrzyma się panująca do czasu tendencja spadkowa i już niedługo będziemy mogli cieszyć się komiksami takimi, jakimi raczyło nas niegdyś Dark Horse.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Ciekawostki i nawiązania: Darth Maul: Son of Dathomir

RECENZJA: Darth Vader: Wojna o Shu-Torun + C-3PO

Na dwa głosy #21 Ponownie o Solo